wtorek, 24 czerwca 2014

Chapter 9 I'm monster.

*Lily's Pov*

 

Cholera jasna błagam o jakiś cud. Obiecuję będę grzeczna..
-Więc..podasz mi?-spytał zrezygnowany.
-Proszę po prostu mnie tu zostaw.-szepnęłam lekko wystraszona.
-Ej mała nie bój się. Chcę ci tylko pomóc.-powiedział.
-Jeśli chcesz mi pomóc, zostaw mnie tu.-teraz już nawet nie prosiłam, tylko błagałam.
-Mała tu nie jest bezpiecznie. Zginiesz tu.-spojrzałam na niego, on mówił całkowicie poważnie.-Dobra nie powiesz mi gdzie mieszkasz? To jedziesz ze mną.-powiedział i zmienił kierunek jazdy. Przełknęłam ślinę. Już za kilka minut i tak będę martwa. Kiedy zatrzymał się pod domem Justina mój żołądek przewrócił się do góry nogami.
-Chodź.-powiedział wychodząc z samochodu.
-Poczekam tu.-szepnęłam.
-Ej dobrze się czujesz?-spytał.
-Tak.-odpowiedziałam szybko na co pokiwał głową.
-To może zająć trochę czasu. Chodź.-westchnęłam i ruszyłam za nim. Jednak kiedy nie patrzył zaczęłam się cofać, aż udało mi się uciec. Westchnęłam z ulgą, ale po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie. Zaczęłam krzyczeć.
-Cicho to ja.-powiedział Austin.
-Zostaw mnie.-powiedziałam odwracając się do niego.
-Nie.
-Dlaczego?
-Pięknych dziewczyn nie zostawię, aby je ktoś przeleciał. Dlaczego nie chcesz ze mną iść? Jeśli pójdziesz sama zginiesz.
-Wiesz to ciekawe, ale większe szanse, że zgine są jeśli pójdę z tobą.
-Co?-zapytał zaskoczony.
-Bo to ja jestem Lily.-odpowiedziałam mu, a jego oczy się powiększyły. Po chwili złapał mnie i zaczął prowadzić do domu Justina.
-Puść mnie! Zostaw! Błagam.-to ostatnie wyszeptałam, a łzy same zaczęły mi spływać po policzkach. Kiedy tylko Justin mnie zobaczył złapał mnie i kazał wyjść Austinowi.
-Dlaczego uciekłaś?-spytał ostrym tonem, ale ja nie odpowiedziałam przez co uderzył mnie z całej siły w policzek przez co upadłam.
-Pytałem o coś.-warknął. Poczułam jak uderza mnie w brzuch.-Nie słyszałaś.
-Nie muszę ci odpowiadać, bo nie jestem twoją własnością...-wyszeptałam patrząc na niego. Po chwili on uderzył mnie znowu.-I nigdy nie będę. Wolę zginąć niż być z tobą.-dokończyłam na co uderzył mnie mocno w głowę. Straciłam przytomność.

*Justin's Pov*

 

Kiedy tylko dotarło do mnie co właśnie zrobiłem, padłem na kolana i złapałem jej drobne ciało w swoje ręce. Jej piękna twarz teraz była sina i lekko zakrwawiona. Szybko podniosłem ją z podłogi i zaniosłem na kanapę. Pobiegłem do kuchni i wziąłem apteczke po czym przyklęknąłem obok niej. Otarłem jej twarz i przykleiłem plastry. Powoli ją podniosłem i zaniosłem na górę do pokoju i położyłem na łóżku po czym pocałowałem ją w czoło i złapałem za rękę.
-Przepraszam kochanie..-zacząłem.-nie chciałem cię nigdy skrzywdzić...chciałem tylko cię dotknąć, trzymać...po prostu mieć cię blisko siebie, bo..ja tak cholernie cię kocham, ale wiem, że ty mnie nie...-szepnąłem i wstałem po czym wyszedłem z pokoju. Musiałem odreagować. Byłem wściekły. Nie na nią lecz na siebie.. Chciałem się upić i zapomnieć dlatego.. poszedłem do klubu...

*4 godziny później*

 

Byłem pijany jak chuj, którym zresztą jestem. Nie mogę darować sobie tego co jej zrobiłem za takie gówno. Wyszedłem z klubu już jakieś 40 minut temu, a teraz siedzę na schodach przed domem i pije już 9 piwo. Dużo? To dawka śmiertelna? Gówno mnie to obchodzi. Po jeszcze godzinie siedzenia na schodach i picia wszedłem pijany w cztery dupy do domu. Nie byłem teraz sobą. Nie myślałem jak ja. Po prostu poszedłem na górę i podniosłem Lily z łóżka. Dlaczego? Sam bym chciał wiedzieć. Bez powody puściłem ją przy schodach, a ona zleciała po nich na dół. Po chwili zbiegłem do niej potykając się o stopy i zacząłem ją bić. Tak po prostu. Uderzałem ją w głowę, brzuch, plecy..dla mnie to i tak było za mało. Poszedłem po narkotyki i wstrzyknąłem dość sporą dawkę. Co było dalej? Zostawiłem ją tam dalej nie przytomną, bezbronną i pobitą, a to wszystko ja jej zrobiłem chodź tego nie chciałem. Nie chcę jej krzywdzić. Nie chcę. Ale to moja natura. Jestem mordercą. Tak naprawdę nie mam serca. Jestem bezlitosny, a jeśli czegoś chce...zawsze to dostaję... Wszyscy wiedzą kim jestem. Ja również... Jestem potworem.
__________________________________________________________________________
Cześć :) nie pisałam tyle, bo byłam na obozie, ale teraz są wakacje, a ja będę miała dużo wolnego czasu, więc bd dodawała :) i jak wam się podoba?

wtorek, 17 czerwca 2014

Chapter 8 Hi Bieber.

*Justin's Pov*

-Kochanie we wszystkim wyglądasz gorąco.-powiedziałem uśmiechając, ale ona nie mogła tego zobaczyć, ponieważ była w przymierzalni. Doskonale wiem jak kocha zakupy, więc ją tu zabrałem.
-Ta sukienka mnie nie pogrubia?-spytała, a ja do niej wszedłem. Moje oczy od razu rozbłysły. Wyglądała cholernie seksownie. Podszedłem do niej i złapałem w pasie po czym pocałowałem jej szyję.
-Musimy ją wziąć jesteś kurewsko seksowna.-powiedziałem obracając ją do siebie. Uśmiechnęła się do mnie i zarumieniła.
-Czy moje kochanie się rumieni?-spytałem.
-Nie. Niby dlaczego?-powiedziała gorączkowo i spuściła głowę, na co ją szybko podniosłem i wpiłem się w jej słodkie, delikatne usta. Popchnąłem ją lekko na ścianę, chciałem już rozpiąć jej sukienkę kiedy przerwało mi chrząchnięcie.
-Jakiś problem?-warknąłem do faceta który nam przerwał.
-Tak, to nie jest burdel, że możesz się pieprzyć z dziwką.-moje oczy pociemniały, a ręce się zacisnęły kiedy tylko usłyszałem jak nazwał Lily. Od razu żuciłem się na niego. Nie obchodzi mnie , że wyrzucą mnie ze sklepu, bo nikt nie będzie nazywał tak mojego aniołka. Zacząłem go bić i szarpać. Nie zwracałem uwagi na to, że ochroniarze próbowali mnie od niego odciągnąć. Kiedy udało się ochroniarzom mnie odciągnąć, złapali mnie i zaczęli ciągnąć w stronę wyjścia, spojrzałem jeszcze w stronę przymierzalni, gdzie powinna być Lily, ale jej nie było, sukienka którą przymierzała leżała na podłodze, a jej ubrania zniknęły. Uciekła.

*Lily's Pov*

 

Biegłam jak najszybciej tylko mogłam, dziękowałam w duchu temu mężczyźnie, który wszedł do przymierzalni. Gdyby nie on doszło by do seksu, a ja nadal bym musiała z nim być. Teraz myślałam jedynie o ucieczce. Bałam się, że mnie dogoni, a wtedy zabierze mnie z powrotem do mojego "więzienia" i coś mi zrobi. Kiedy wybiegłam z budynku zaczęłam się od niego oddalać. Robiło się późno. Była prawie noc. Nie wiedziałam gdzie mam pójść, bo nie miałam pieniędzy. Ruszyłam, więc ulicą przeciwną do której jedzie się do domu Justina. To nie był mój dom, chociaż on nazywał go naszym. Nie chciałam nigdy takiego życia. Dlaczego los mnie tak pokarał? Nagle obok mnie zatrzymało jechać jakieś auto, przestraszyłam się trochę. Okno się uchyliło, a za nim ujrzałam przystojnego bruneta.
-Hej, co robisz o tej porze sama? Może gdzieś Cię pod wieść?-spytał z troską.
-A co ja mam pięć lat, że sobie nie poradzę?-powiedziałam poirytowana.
-No wiesz, taka ładna dziewczyna nie powinna włóczyć się po tej okolicy sama..-powiedział i nagle zza drzewa wyszło dwóch meneli.
-Lepiej wsiadaj.-powiedział, a ja bez zastanowienia wsiadłam. Wolałam jego niż tamtych dwóch.
-To jak ci na imię?-spytał jadąc.
-Bella, a ty?-skłamałam, nie mogłam mu przecież powiedzieć prawdziwego imienia.
-Austin. Co robisz tutaj?
-To..skomplikowane.-odpowiedziałam.
-Dobra, jeśli nie chcesz to nie mów. Gdzie cię pod wieść?-spytał.
-Nigdzie..poradzę sobie.-powiedziałam.
-Daj spokój. Tutaj w nocy jest niebezpiecznie. Podaj adres.-powiedział.
-Po prostu zatrzymaj się i mnie tu zostaw.
-Dlaczego musisz być taka uparta?-spytał. Och może dlatego, że właśnie uciekłam od psychola i nie mam gdzie spać? Brunet chciał się odezwać, ale zadzwonił mu telefon.
-Hej Bieber.-kurwa, kurwa ,kurwa, kurwa! Czy ja muszę mieć takiego pieprzonego pecha?! Zaczął z nim rozmawiać, a ja..miałam przeczucie, że gadają o mnie. Kiedy się rozłączył zwrócił się do mnie.
-Słuchaj..nie mam teraz dużo czasu, więc po prostu podaj adres... albo pojedziesz ze mną do mojego kolegi..-i w tym właśnie momęcie przeklnęłam całe moje życie...

__________________________________________________________________________
Skorzystałam trochę z waszych propozycji oto jest :) mam nadzieję, że sprostałam oczekiwaniom? Chciałam napisać dłuższy, ale źle się czuję i nie mam za bardzo siły ;/ bardzo dziękuje za wasze miłe życzenia powrotu do zdrowia <3 Kocham was <3 A tu jest już prolog -----> It's really happening.